Cóż jest bardziej miłe naszemu sercu? Otrzymana wiadomość elektroniczna, telefon z życzeniami czy jednak wspólne biesiadowanie przy kieliszku prosecco i naczoskach z sosikiem z salsy? Odpowiedź jest oczywista, pchamy się nawet nieproszeni do towarzystwa ludzi, ale właściwie dlaczego? Czy to tylko takie społeczne uwarunkowanie, psychiczny przymus, samotność, a może nuda?

Cóż jest bardziej miłe Twojemu oku? Zamknięte szkoły, galerie handlowe, puste ulice i kościoły czy tłumy na sopockim molo, dzikie harce na nartach z Andrzejem? Oczy, które widzą pożądają, zazdroszczą, porównują, dostarczają tysięcy obrazów tej rzeczywistości, która zawsze jest jednak subiektywna – nikt z nas nie widzi jej tak samo.

Te relacje międzyludzkie, gdzie pojawia się dowolny rodzaj miłości, wymagają dwóch rzeczywistości – zarówno cielesnej, fizycznej obecności (choć coraz częściej nie jest ona niezbędna) i tej duchowej, myślowej (bez niej nie mam mowy właściwie o żadnej międzyludzkiej korelacji). Nie mówię tu o możliwej zależności wirtualnej, bo są sytuacje, kiedy przez kilkanaście lat współpracujemy z osobą, której nigdy nie widzieliśmy i nawet nie słyszeliśmy. Wszystko jednak wymaga czasu, którego wciąż brak.

Spragnieni obecności…

Dla większości czas pandemii jest stanem niepożądanym. Najgorzej przeżywają to te rodziny, gdzie tylko wyjście do pracy, szkoły, po zakupy etc. pomagało rozładowywać napięcia i unikać konfliktów. Niektórzy nie poradzili sobie z narzuconą 24-godzinną współobecnością. Inni dojrzeli do rozmowy i zdołali podźwignąć odpowiedzialność za drugiego człowieka. To wielkie szczęście umieć sobie radzić z takimi wyzwaniami. Czy to miłość, jeśli uciekasz z domu od bliskich, szukasz wymówek, aby móc gdzieś wyjechać? Czy to miłość, kiedy porzucasz dzieci, mimo że możesz pracować z domu?

Paradoksalnie ci, co najgłośniej protestują przeciw ograniczeniom, sami często nie potrafią zbudować pozytywnej relacji u siebie w domu, w sąsiedztwie. Żądają pokrętnie rozumianej wolności, aby znaleźć się w bezimiennym, pajacowatym tłumie na Krupówkach, czuć się wreszcie ”wśród” ludzi. Czy na tym polega obecność? Czy to raczej nasza polska duszyczka musi się wyszaleć, pohulać, poprotestować za zabijaniem bezbronnych? Ucieczka od domowych katuszy i spektakli grozy?

No tak, przecież co poniektórym 'więzi’ mogą kojarzyć się z czymś negatywnym, w brakiem wolności, z narzuconym 'wiązaniem’ w konkretnej relacji. Dla mnie zawsze ma to pozytywne znaczenie. Zarówno w odniesieniu do tych, powiedzmy, pierwotnych – rodzinnych ustosunkowań, jak i do tych pochodnych, wynikłych z nabywania przyjaciół i znajomych. Pandemia, ten odmienny od normalności stan ciągłego zagrożenia (mówię tu raczej o mediach, dziwne, ale sam w ogóle nie odczuwam związanego z tym lęku) zupełnie zniszczył te słabsze relacje, budowane na nie wiadomo jakich podstawach. Ale i pogłębił te, na którym nam zależy. Mam nadzieję, że Wy także mieliście możliwość odkrycia, na kim Wam najbardziej zależy, może jednak nie tylko na sobie, ale na tych, którym wcześniej wysyłaliście tylko sms-y od święta?

Pielęgnowanie właśnie takich głębokich, istotnych relacji, wymaga wysiłku, poświęcenia czasu, pozbycia się lęków o własne bezpieczeństwo, zerwania z głupimi przyzwyczajeniami i przekraczaniu granic, w końcu różnych dla każdego z nas. Można z tego wszystkiego wyjść o wiele silniejszym i radośniejszym. Ci, którzy w imię własnego egoizmu, tudzież lenistwa, zerwali z nami kontakty, z pewnością nie byli tak ważni, żeby nagle odczuć ich brak.

Obecność to mój i Twój czas, Razem

Dobry Bóg uchronił mnie i moich najbliższych przed wirusem. W zasadzie nikt z osób, na których mi zależy, nie ucierpiał w wyniku rocznej już pandemii, większość właściwie ma się jeszcze lepiej. Dlatego nie zamierzam przepraszać, biadolić, uprawiać czarnowidztwa. Jeśli macie podobnie, podziękujcie tym wszystkim, którzy Wam pomogli, wspierali. I tym, którym sami pomogliście, za to, ze dali Wam ku temu okazję. W ogóle za wszystko dziękujcie. Wdzięczność to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie można robić, jest jak najpyszniejsza tabliczka solonej czekolady, której nigdy nie mamy dość. A tym, których ten rok nie uchronił od jakiekolwiek straty – szczerze mi przykro, to tylko słowa, ale może znajdziecie w sobie siłę, aby wynieść z tego jakieś dobro, najlepiej dla innych, zapomnianych, słabych…

Bo Miłość to obecność! Dzielenie się nie tylko tymi 'fajnymi’ przygodami i 'czadowymi’ historiami, genialnymi sukcesami, obiecującymi znajomościami…, ale też smutkiem i bólem, który trzeba umieć wypowiedzieć, nawet głośno wykrzyczeć. Wtedy najbardziej potrzebna jest ta obecność drugiej osoby, cierpliwej, niepouczającej, szczerej.

Oby w Waszym życiu zawsze był Ktoś taki, na każdą okazję, prawdziwie obecny, przede wszystkim w sercu!