Abstrahując od tego, w co naprawdę wierzycie, niewątpliwie zgodzicie się ze mną, że Człowiek to natura skomplikowana i wewnętrznie skonfliktowana. Od naiwnych, prostolinijnych prostaczków, po negujące wszystko co nauką niemierzalne ,,akademickie” osobliwości. Niemniej jednak w kilku akapitach dzielę się z Wami własnymi obserwacjami co do tej niezgłębionego, cudnego tworu, poszukując jakiejkolwiek odpowiedzi. Tak jak stoję, spoglądam na siebie, nagi i bezbronny, widzę i doświadczam trzy wymiary mojego jestestwa: cielesny, psychiczny i duchowy. Żyją razem, lecz osobno, czasem wspólnie ciągnąc mnie w jednym kierunku, czasem rozszarpując odmiennymi celami i pragnieniami. Ale to Ja i mam nadzieję jak każdy w Was, jestem wielowymiarowy.
Wobec ważkości tematu postanowiłem podzielić mój skromny osąd na trzy części. W niniejszym chcę opisać wymiar najbardziej pospolity, niedoskonały i sprawiający na co dzień tyle trudności. Cielesna powłoka, która za pomocą zmysłów chce sterować dwoma pozostałymi – umysłem i duchem. Niby taka słaba, ale jakże zachłanna, dążąca do jedynej znanej jej potrzeby – własnej przyjemności.
Nie mam nic przeciwko ciału, zwłaszcza swojemu, akceptuję je takie jakie jest, dbam o nie bez zbytniej przesady i tyle. Zdrowie jest cenne, trzeba nauczyć się o nie troszczyć, nie wrzucam więc w siebie spożywczych śmieci, dostarczam niezbędnego paliwa, ograniczam do minimum używki, wysypiam się i staram się w wolnym od komputera czasie ,,wprawiać je w ruchliwość”. To może trochę za mało, ale sami wiecie, jak trudno jest walczyć z pokusami typu gąska tudzież ajerkoniaczek, kiedy za oknem taka odpychająca aura….
'Ktosie’, którzy wzięli za to naprawdę duże pieniądze, wygenerowali nam obraz XXI wiecznego idealnego fizycznie i wizualnie Osobnika. Dziś już strach napisać, że zarówno kobiety i mężczyzny, bo absurdalna poprawność polityczna nie dopuszcza już do rozróżniania płciowości naszego gatunku. Ta super-nowoczesna istota MUSI zaspokajać tylko i wyłącznie swoje potrzeby, mieć ciało jak z rzeźb Fidiasza – atletyczne, wolne od chorób, wad, zahartowane w treningu i wyścigu po społeczny awans. Gonitwa po ? Chciałem napisać doskonałość, ale ten epitet rezerwuję w końcu dla Boga. Więc po co? Może po zaakceptowanie siebie, może jednak bez celu, po prostu, bo tak każą w internetach….?
Słyszeliście może kiedyś teksty: ,,Ty bez kaloryfera na plażę?”, ,,z taką oponką pchasz się na parkiet?”, ,,z taką gębą do tej pracy?”, ,,z tak małymi piersiami do bikini?”, ,,nie masz zrobionych paznokci?”……,,nie wstyd ci, jak wyglądasz?”
Licz kalorie, uważaj, ta bułka cię w końcu zabije, kolejny probiotyk, wzdęcia, brak wypróżnień, etc. Niekończące się pasmo narzuconych ograniczeń, ile to już dzisiaj węgli i białek, ,,może chociaż skropię ten liść jarmużu octem, będzie miał jakikolwiek smak…”.
Czy trochę tłuszczyku na boczkach dyskwalifikuje mnie jako atrakcyjnego mężczyznę, a obfite biodra mają mi obrzydzić kobietę?
Nie obrażając nikogo, obserwuję jakiś obłęd w dążeniu do tego ,,niemającegonicwspólnegoznormalnością” wzorca perfekcji, stworzonego przez zachłanne korporacje.
Przykłady:
– moda, która dyktuje co ubierać dla potencjalnej atrakcyjności, co zasłaniać dla resztek godności, podsycająca próżność;
– przemysł kulinarny i dietetyczny, miliony przepisów na wszystko poza rozumem;
– kosmetyka i suplementy diety, żerujące na zwierzętach, genetycznych przeróbkach i hodowaniu raka;
– branża erotyczna, aby zaspokajać ,,dla zdrowia” prymitywne instynkty;
Pytam Was, moi drodzy, po co to wszystko, czy to ma nadawać sens naszej egzystencji? Jak wyglądam, co jem, ile razy w miesiącu mam orgazm? Ileż energii, czasu, pieniędzy, które trzeba w pocie czoła zarobić, wymaga to pazerne ciało. Jego przyozdabianie, doprowadzania do piękna, jakże smutny i nieracjonalny to popęd, bazujący na najniższych instynktach.
Z drugiej strony ci sami 'Ktosie’ sprzedają nam nie tylko ten urojony obraz ponętnej istoty, ale tony niepotrzebnych rzeczy i jedzenia, które w wielu procentach marnujemy. Traktują nas jak maszyny do dostarczania im zysków, każą wydawać pieniądze na coraz to nowe rzeczy, zmuszają do wysiłku po ciężkiej pracy, wmawiając zawsze, że to wszystko dla naszego dobra, w drodze do szczęścia. By mieć więcej ciuchów, odżywek, mięśni, lajków, odsłon, komentarzy, gwiazdek, cholera wie, jeszcze czego.
Czy nie wystarczy zwykły, rozsądny umiar w samodecydowaniu o swoich potrzebach?
Czy tak trudno zachować równowagę w odżywianiu, zakupach, czasu przed lustrem i porównywaniu się z innymi?
Czy całe życie chcecie słyszeć, że MASZ COŚ W SOBIE POPRAWIAĆ? Że nie jesteś dość przystojny, ładna, wysportowany, modna, że to niedobrze jest być sobą?
Ciało nie musi być obciążeniem. Jest materialne, psuje się, kiedy je zaniedbujemy. Większość współczesnych chorób wynika ze zwykłego obżarstwa, zachłanności. To patologie, z któremu trzeba walczyć, zwłaszcza u dzieci, by te niezdrowe przyzwyczajenia nie stały się obsesją na resztę życia.
Jednakże z drugiej strony kult ciała, fizycznego piękna jest dla większości ludzi nie do udźwignięcia. Stąd coraz więcej depresji, lęków, kompleksów, stąd okrutne naśmiewania się, drwiny z inności, nieumiejętność akceptowania różnorodności, piętnowanie brzydoty, która przecież NIE ma ogólnej definicji, jest subiektywnym wytworem naszego osądu. Staramy się instynktownie przeżyć życie jak najdłużej, ale przed starością i śmiercią nie ma ucieczki. Dlatego poświęcanie całej energii tylko dla ciała jest marnotrawieniem życia, które ma zgoła inny cel.
Za tydzień o naszej psychice.