Spaceruję wieczorowo peryferyjną ulicą prowincjalnego miasteczka. Zza płotu jednej z posesji wystają gałęzie pełne dorodnych jabłek. Przystaję. Zastanawiam się. Jak spod ziemi wyrasta przy mnie staruszka. – Proszę się częstować. I tak nie ma kto ich zrywać. Po chwili usatysfakcjonowany ich smakiem słucham krótkiej historii miłej pani. Została sama, na posesji dwa domy. Jeden syn zmarł przedwcześnie, mąż także, druga latorośl wyjechała dawno, daleko do teściów. Wnuczka przyjeżdża rzadko. – Wszystko miało być inaczej. Bądź mądry i pisz wiersze – kończy i z uśmiechem znika za bramą.

,,Wszystko się jakoś ułoży” – ulubione powiedzonko ludzi, którzy sami do końca nie wiedzą, jak to dalej będzie. Czekanie, jak to się samo rozwiąże. Dzieci nie są naszą własnością i naturalnie pragniemy ich szczęścia. Ale głęboko w środku nie chcemy się pogodzić z myślą, że zostaniemy kiedyś sami. Zapominamy, że to ich życie, że nie są zakładnikami rodziców. Nikt nie jest w stanie poznać naszego losu, ale można zaplanowanym działaniem zminimalizować skutki nieprzewidzianych zdarzeń, zwłaszcza tych nieprzyjemnych.

Dom w rozumieniu miejsca życia i spotkań wielopokoleniowej rodziny staje się mitem i zapomnianym obrazkiem. W ciągu ostatnich 15 lat nastąpiła szybka i brutalna dla wielu zmiana myślenia. Młodzi nie mają na nic czasu. Chcą szybko się dorobić, pójść na swoje. Synowa nie ma zamiaru mieszkać z teściami, musi mieć własne, swoje – bo nowe i lepsiejsze. Praca – dobro najwyższe i związane z nią migracje przerywają stare więzi. ,,Zarobię i wrócę” – niestety za często bez dotrzymywania danego słowa. Mam nadzieję, że ten trend się zmieni, że rodacy rozczarowani miałkością i pustką tzw. Zachodu będą jednak wracać do swoich stron, odbudowywać relacje i domostwa.

Liczyć można jednak tylko na siebie. To nieunikniony wniosek i rada na dzisiejsze czasy. I wcale nie uważam, że to smutne czy rozczarowujące. Trzeba się umieć zatroszczyć o siebie, na każdym etapie swojego życia, niezależnie od posiadanego potomstwa. Samotni czy  bezdzietni niejako z musu codziennie uczą się liczyć tylko na siebie. Żyją dobrze z sąsiadami, znajomymi z pracy, mniej opierają się na rodzinie. Chronią niezależność i więcej myślą o nieuchronnej starości, licząc, że dobrze się na nią przygotowali.

Przypomniał mi się przy tych rozważaniach ,,Stepowy Król Lir” I.Turgieniewa. Kto nie czytał – namawiam do lektury. Proza świetnie skonstruowana, postacie jak żywe. Nie jest tak patetycznie jak u Szekspira. Naturalnie w noweli wszystko kończy się bardzo tragicznie, córki bohatera okazują się na wskroś fałszywe, bo czyż piniądz i władza nie zepsują każdego?

Ps. Jest też nakręcony polski spektakl do ww. opowiadania, arcydzieło!