Nie ma na świecie ludzi, którzy by nie płakali. Jak śmiech, szloch towarzyszy nam od pierwszych chwil życia. Z czasem uczymy się go oswajać, wartościować, rozróżniać jego stany i siłę. Rozpoznawać u najbliższych różnicę między zwykłym lamentem, a spazmami czarnej rozpaczy. Nie wiem jak u Was, ale u mnie często pojawiają się łzy rozrzewnienia. Niby nie wiadomo, skąd się biorą, wystarczy chwila i

# płaczę ze wzruszenia – najczęściej ulegam bodźcom zewnętrznym, takim jak zaobserwowana scena pożegnania na pogrzebie, przywitanie się dawno niewidzianych osób, ckliwe sceny czułości między rodzicami i dziećmi. I wcale nie muszę być związany z tymi osobami – fikcyjne postacie w filmie czy kreskówce potrafią być mi równie bliskie. Nie wiem czy jest to związane z nadmierną wrażliwością i potrzebą przeżywania melodramatów, ale jest to równie niedorzeczny i wstydliwy stan jak:

# łkanie sentymentalne, zaraźliwe jak ziewanie. Ktoś nie potrafi powstrzymać łez, najczęściej kobieta, potem zaraża natychmiast i nas. Przy wigilijnym dzieleniu się opłatkiem w domu zawsze beczymy, zwykle osobą inicjującą jest babcia. Nie ukrywam, że trochę mnie to irytuje, bo ten najradośniejszy wieczór w roku powinien być wolny od tego typu emocji, ale przestałem z tym walczyć. Poddaję się temu uniesieniu bezwolnie, choć zdaję sobie sprawę, że to fizyczna reakcja. Podobnie jak:

# jęki cierpienia. Bóle jakiś części ciała tak mocne, że naturalną reakcją obronną organizmu jest niepohamowane zawodzenie czy nawet skowyt. Pominę ten smutny aspekt. Niestety może to być nie do zniesienia dla normalnego człowieka, bo równie ciężko jest słyszeć i patrzeć na męczarnie bliskich, wtedy możemy:

# ryczeć z bezsilności. Kiedy nic już nie można zrobić, kiedy nie można komuś pomóc, kiedy jest za późno na cokolwiek. Płakać nad czasem, którego nie cofnę i nad związkiem, który pozostał jedynie wspomnieniem. Będąc porzuconym jak zbędna zabawka lub po utracie ukochanego czworonoga. Ta niebezpieczna rozpacz, przechodząc w zbyt długotrwałą fazę, może doprowadzić do poważnych reperkusji. Podobnie jak:

# szloch po zderzeniu ze złem. Możemy być ofiarą, jak np. ja, kiedy zostałem napadnięty i pobity. Byłem okradziony, pokonany i zły. Zadawałem sobie pytania, czemu na świecie istnieją ludzie, którzy z premedytacją krzywdzą innych? Wystarczy być również świadkiem takiego zdarzenia, aby nasze wnętrze doznało lękliwego żalu.

# Płaczę także ze śmiechu – mam to szczęście, że znam kilka osób, które mają wrodzony dar rozśmieszania. Ich sposób opowiadania, mimika, dobór słów – rozbroją każdego. Nie ukrywam, że najłatwiej opowiadać sytuacyjne żarty o znajomych. Jeśli nie są podszyte niczym złośliwym, nie mam nic przeciwko. Nawet najbardziej zabawna komedia czy kabaret nie zdoła takowych pokonać. Zresztą dawno przestali mnie bawić mężczyźni przebrani za kobiety.

Każdy płacze z różnych powodów. Bo robi się lżej. Nie warto powstrzymywać łez, jeśli są szczere i niewymuszone. Kiedy widzę ludzi, którzy udają płacz w celu uzyskania jakieś korzyści czy wywołania określonej reakcji, czuję jedynie pogardę. Płakać tylko po to, by inni to widzieli i współczuli? Bądźmy sobą, nawet jeśli inni mieliby się dziwić naszym łzom. To nie żaden wstyd mieć zaczerwienione oczy i zasmarkany nos. To życie. A kiedy w radiu słyszę …  (tajemnica), pewnie większość z Was ma taki utwór, że chce się wyć!

Ps. W grudniu postaram się Wam przypomnieć o śmiechu, w tym najbardziej radosnym okresie roku.