Pisałem już o różnych wyborach. Nie, nie o tych politycznych, broń Boże, ale o tych istotnych, które nadają sens naszemu istnieniu. Wyborze życiowej roli, zawodu, partnera, pasji, etyki.
Cóż jednak zrobić – żyjemy w czasach banału. Kogo jeszcze interesuje upadek duszy czy zmarnowany talent, moralność w zakładzie pracy i zgoda w rodzinie. Są sprawy pilniejsze i nad wyraz praktyczniejsze – ile warstw ma mieć papier toaletowy, więcej kalorii w sałatce z tuńczykiem czy łososiem, kiedy zadzwoni kurier z chińskim badziewiem, czy mleko z laktozą powoduje wzdęcia, a wino z dyskontu jest warte uwagi, może zegarek i okulary są już niemodne, znowu wymienić nudne zasłony i przestarzały sprzęt do gier, właściwie to nie mam co na siebie włożyć…stać mnie na jeszcze jedną kartę kredytową?
Wybory współczesnego człowieka zostały sprowadzone do świata konsumpcji – materialnego zaspokajania potrzeb. Wybieramy tylko przedmioty, nie idee, wzory postępowania, postawy godne naśladowania. Ludzkie oko, potrafiące wypatrzeć najatrakcyjniejszą promocję w supermarkecie, śledzące miliony ofert w necie, ślepe jest na uczucia, potrzeby serca i często na pierwsze objawy chorób. Wewnętrzna pustka i mentalny chaos wymuszają te zachowania, stawiają człowieka w sytuacji maszynki do kupowania. Ale nowa rzecz cieszy tylko przez chwilę, zaraz staje się tylko kolejnym martwym fantem, więc szuka się znowu czegoś atrakcyjniejszego. To jednak nigdy nie zaspokoi podstawowych potrzeb duszy. Droga donikąd.
Kiedy widzę, ile energii, zdrowia i czasu przekierowujemy na to, żeby zdobyć te upragnione rzeczy, które w końcu i tak się zużyją, myślę o logice takiego postępowania. Zarabiam, więc z moimi pieniędzmi mogę zrobić, co mi się podoba. Chcę MIEĆ to czy tamto, należy mi się, moje życie w oczach innych będzie wyglądało na lepsze i znaczniejsze. Na zarzut partnera, że nie poświęcasz mu w ogóle czasu, czy odpowiesz: ,,wiesz k…a, ile godzin zajęło mi znalezienie tego dla ciebie, szmato?” Może przerysowuję, ale to niedalekie od rzeczywistości.
Po naprawdę rzetelnym, starannym zastanowieniu, człowiek musi wiedzieć, czego naprawdę mu trzeba. Wybierać powinien samodzielnie, potem ponieść konsekwencje świadomej decyzji. Nie ma wspólnego mianownika między chęcią posiadania dóbr materialnych i byciem szczęśliwym. Jeśli nasze wybory ograniczą się tylko do tej pierwszej części, jesteśmy z góry skazani na porażkę. Czy dysponowanie wartościowymi rzeczami spowoduje, że ludzie będą mnie bardziej szanować, podziwiać i kochać? Więc dlaczego tak wielu wybiera tę drogę? Czy nasze życie ma sprowadzać się do wyboru najnowszej wersji telefonu i najciekawszego programu w tv….
Życzę wszystkim, tuż przed kolejnym szalonym grudniem, rozsądku i wyznaczenia sobie priorytetów. Sam wiem, jak trudno oprzeć się tej wszechobecnej presji nabywania. Nie zapominajmy też o potrzebujących. Tekst dotyczy klasy posiadającej, ale jest całe mnóstwo rodzin, których wybór to – czy stać mnie dziś na drugie danie.
Ps. Wczoraj z internetu: ,,Kardigan francuskiej marki S. ma szansę zostać najpopularniejszym swetrem na świecie. Lista oczekujących na niego liczy już 30 tysięcy osób.” To nie żart. Głupota faktycznie nie zna granic.