Połączenie w felietonie dwóch tak pozornie odrębnych kwestii – posiadanie petsa i brak zwykłej miłości w rodzinie – może Wam się wydać nielogiczne lub niekonsekwentne, ale ja znajduję tu wspólny mianownik. Rozmowy, które przeprowadzam z obcymi ludźmi, też własne doświadczenia, plus obserwacja mediów społecznościowych skierowały mnie na (niestety, znowu) twierdzenie, że prawdopodobnie większość z nas nie radzi sobie z najprostszymi relacjami w gronie rodziny, zwłaszcza z okazywaniem uczuć. Budujemy w zamian inne, niekoniecznie pożądane.

Ale po kolei. Po pierwsze zauważcie fakt, że z roku na rok posiadamy coraz więcej zwierząt domowych. Instagram jest pełen uroczych filmików szczęśliwych podopiecznych bawiących się z ich właścicielami. To słowo ma istotne znaczenie – właściciel. Okazuje czułość, troskę, poświęcenie – ale to zawsze relacja pionowa – zwierzęta są w pełni od niego zależne i odpłacają mu swoją bezwarunkową miłością. Oczywiście tego nie neguję, uważam nawet, że dla wielu posiadanie takiego pupila ma nieoceniony i dobroczynny wpływ na psychikę. Ale taka więź nigdy nie zastąpi międzyludzkiego uczucia miłości, które odbywa się poziomo, nie może być relacją nadrzędności.

Po drugie wiecie, na pewno też na własnych przykładach, jak trudne są stosunki panujące w rodzinach, nie tylko tych całkiem najbliższych. Wspólna, niekoniecznie różowa, przeszłość, za małe mieszkania, znajomość sekretów pozwalają na poznanie najsłabszych stron krewnego, tudzież nowego członka rodziny. Ale niestety te najbliższe więzi są powodem najgorszych konfliktów. Ponad 70% przypadków molestowania seksualnego pochodzi od ojca, brata, wujka czy konkubenta. Najgorsze zbrodnie (namiętności) dokonywane są po awanturach domowych. Ile razy sami jesteśmy świadkami gorszących scen u sąsiadów, małżeńskich kłótni w sklepach czy rodzinnych sprzeczek na weselach i stypach. Smutna i twarda rzeczywistość, zresztą nie tylko naszego społeczeństwa. Tematy tabu w rozmowach nawet z przyjaciółmi.
Kobiety, które w pracy są określane jako te ,,najmilsze pod słońcem duszki” w domu potrafią być agresywne i apodyktyczne.
Chłopcy, którzy w szkole są przykładem wiernych przyjaciół, dla rodzeństwa są bezwzględnymi oprawcami i leniwymi pasożytami.
Mężczyźni – wśród obcych uznawani za wzór opanowania, pewności, sukcesu – w domu stają się wymagającymi tyranami lub nieczułymi milczkami.
Dziewczęta na pozór grzeczne, pełne radości i sympatii – dla rodziców opryskliwe, pyskate i roszczeniowe.
Najporządniejsi parafianie okazują się obyczajnymi przestępcami, seksualnymi drapieżnikami i zwykłymi draniami.

Wiem, że ten obraz jest nieco przesadzony, ale czy na pewno? Dlaczego tak łatwo krzywdzimy najbliższych, gdzie tkwi przyczyna takich zachowań? Jak zrozumieć ten paradoks, że możemy tak wiele uczuć poświęcić zwierzęciu, a nie mamy czasu i dobrego słowa dla córki czy teściów? Aby uciec od podejrzeń od nieakceptowalnego prywatnego zachowania, budujemy dookoła siebie mur obojętności i zakładamy maski. Udajemy przed innymi lepszych i zadowolonych, a potem w swoich czterech ścianach dajemy upust demonom, żalom, pretensjom wobec własnych porażek i niedoskonałości. Wracamy do domów pełni zniechęcenia, przyzwyczajeni do obojętności i braku szacunku. Potem łatwiej jest spędzać czas z obcymi, poza domem, gdzie możemy grać rolę tych lepszych. Męczymy się tymi skomplikowanymi relacjami, w końcu się poddajemy, porzucamy dzieci, uciekamy w życie pełne obłudy i pustych rozrywek. Lub kupujemy te pełne ciepła kociaki, aby czuć, że ktoś nas potrzebuje, że jesteśmy dla kogoś ważni, lub w przypadku samotności, że po prostu ktoś na nas czeka. Możemy się wiele nauczyć od zwierząt, przede wszystkim bezwzględnego oddania, ale nie zapominajmy, że to my jesteśmy nauczycielami.

Życzę Wam prawdy. To moja rada. Trzeba zawsze mówić prawdę. I niezależnie od okoliczności, trzeba kochać swoje dzieci. Przytulać je, głaskać, dawać przykład dobroci, opieki nad słabszymi i chorymi. Uczyć okazywania sobie miłości, empatii, fizycznej czułości. Uczyć rozmawiać na najtrudniejsze i najwstydliwsze tematy. Muszą wiedzieć, że są kochane i słuchane. Nie bójcie się mówić o kochaniu i rozpaczy. Bo nic na świecie nie jest w stanie zastąpić tego najpiękniejszego uczucia bezwarunkowej, czystej miłości do drugiej osoby.
Nie kochajmy za coś, co otrzymujemy; nie kochajmy za to, że ktoś jest taki czy inny; nie kochajmy z wdzięczności za to, że sami jesteśmy kochani…
Kochajmy tę każdą szczególną osobę, bo JEST.