Dzisiaj na celownik wybrałem sobie rywalizację drużynową. Lubie oglądać różne dyscypliny, także te indywidualne, jak ostatnio Wielką Pętlę czy Wimbledon, ale jednak to rozgrywki naszych zespołów, szczególnie siatkarzy, wzbudzają moje największe emocje. Należę do tej grupy kibiców, którzy bardzo mocno odczuwają to, co dzieje się na parkiecie. Każdy udany punkt, zdobyty set to niewyobrażalna duma i radość, przegrany – smutek i złość.

Jeśli jakakolwiek drużyna chce sięgać po najwyższe laury, musi mieć siłę i odwagę, wspólny cel, walczyć z dumą i radością, nadzieją, która nie powinna gasnąć nawet w najtrudniejszych momentach meczu czy turnieju. Kiedy zawodnicy nie wierzą w zwycięstwo, które zawsze jest celem nadrzędnym w zawodowym sporcie, gra nie ma sensu. Najpiękniejsze są te mecze, kiedy drużyna skazywana ,,na pożarcie” przez faworyta, mimo mniejszych umiejętności, potrafi wyrwać wygraną, pokazując niesamowity hart ducha.

I cóż my oglądamy na tych arenach. Oblicze trenera i jego ludzi ma twarz niezaspokojoną, głodną zwycięstwa. Obserwujemy grymasy złości i szalone wybuchy szczęśliwości, różnorakie miny, które są także elementem gry psychologicznej skierowanej na osłabienie rywala. W tym wszystkim jest jedna granica – godność i szacunek dla przeciwnika. To w końcu mecz, zawsze jest jutro, wyznaczymy sobie nowe cele, przychodzą kolejne zawody i pragnienia nowych pokoleń zawodników. Sportowa rywalizacja nigdy się nie kończy, pamiętając najcudowniejsze chwile, już myślimy o kolejnych meczach.

Czy tę pazerność należy przekładać na zwyczajne, codzienne życie? Otóż myślę sobie, że nie do końca. Wyznaczamy sobie cele, stawiamy wyzwania, sprawdzamy się w przeróżnych sytuacjach, ale powinno odbywać się to bez rywalizacji z innymi. Zadajmy sobie pytanie, z kim to mamy wygrywać – z sąsiadem, z koleżanką z biura? Rywalizacja zawsze będzie prowadzić na takiej płaszczyźnie do niekoniecznie niemiłych porównań i w końcu do stawiania drugiej strony w sytuacji tego gorszego.

Przykład polityków, którzy na co dzień pokazują nam tę ,,gębę” zawziętą, głodną poniżenia i zniszczenia przeciwnika, przy zwycięstwie tryumfująca pogardą, a przy porażce źle ukrywaną złością i głupio pojmowanym upokorzeniem. To nie obraz sportowych rywali, którzy po meczy podają sobie dłonie i honorowo gratulują wygranym. A jednak wielu z nas bierze sobie to za wzór, każdą sytuację odbierają jako walkę, choćby z wyimaginowanym przeciwnikiem, gdzie chce się być tym najlepszym, najpierwszym, najbardziej podziwianym.

Sport jest dla nas. Bez kibiców nie miałby racji bytu. Ale to sport – dla zawodników pasja i sposób na życie, dla reszty w zasadzie rozrywka (zdaję sobie sprawę z istnienia sportu amatorskiego, to zupełnie inna strona medalu, nie piszę o nim, bo sam nie uprawiam żadnego). Bierzmy co z niego najlepsze – ducha honorowej walki, zasadę tolerancji i równości. Ale odrzućmy to wszystko, co związane jest z brakiem pokory i agresją. Cieszmy się tą rywalizacją jak dzieci, bez cienia goryczy i złych emocji.

Ps. Specjalnie wybrałem męską rywalizację. Kobiecy sport kojarzy mi się tylko z pozytywnymi emocjami, pięknem, elegancją i nutą pragnienia. Naszym siatkarkom życzę samych sukcesów!