Każda matka czy tatko marzą, że ich dziecko zostanie lekarzem. Co za jednocześnie banalne, ale i wzniosłe życzenie. Ale domyślam się dlaczego. Chodzi głównie o tę czołobitność, a u osób starszych przejawianą nawet przez uniżoność i podległość wobec tej grupy zawodowej. Sam kilkukrotnie byłem świadkiem scen, przy których czułem nie tylko zażenowanie, ale wręcz niesmak, wobec relacji pacjent-lekarz.

Niektóre grupy społeczne traktowane są na tzw. specjalnych warunkach i tę sytuację część ich przedstawicieli bezwzględnie wykorzystuje. Nie zamierzam wrzucać wszystkich do jednego wora, ale każdy z nas spotkał się pewnie z sytuacją, kiedy zostaliśmy postawieni w tej niezręczności, kiedy trzeba zapomnieć o dumie i godności. Nauczyciele, urzędnicy, służby porządkowe, prawnicy – stosunki oni i my-petenci, niejednokrotnie prowadzą do konfliktów. Jednak od tej szczególnej grupy, jaką stanowią lekarze, postawionej najwyżej w hierarchii społecznej, powinno się wymagać najwięcej.

Do napisania tego komentarza zmusiła mnie niejako sytuacja z ubiegłego tygodnia, kiedy po zachowaniu, czy raczej zaniechaniu lekarza pierwszego kontaktu omal nie doszło do tragedii. Krótko wyjaśniam – nie chciało się Szanownemu Panu Doktorowi przyjechać do domu obłożnie chorej, na tak zwaną wizytę domową, błędną diagnozę wydał przez telefon. Na szczęście zamówione przez rodzinę kilka godzin później pogotowie ratunkowe uratowało sytuację i nie doszło do najgorszego. Samo życie i błędy, o które tak łatwo.

Człowieka osobiście nie znam. Tak, moi drodzy, bo lekarz to też człowiek, jak my, tyle że z wymaganą potężną wiedzą medyczną. Nie mogę go oceniać w kontekście całej jego działalności, nie mam czasu na zbieranie wywiadu, opini itp. Być może jest wspaniałym doktorem, a tego dnia być może kochanica zrobiła mu karczemną awanturę i miał wszystkiego dość. Nie wiem, piszę na podstawie tej jednej znanej mi sytuacji, ale jednak muszę to wszystko określić jako coś niedopuszczalnego i nagannego.

Powierzamy ludziom w białych fartuchach nasze zdrowie i życie, żądając, no właśnie, czego? Bezgranicznego poświęcenia, cudów, miłości? Ja proszę tylko o zaufanie i zaangażowanie. Tutaj przejdę do sedna. Po jednej ścianie mamy zatem lekarzy, którzy biorą na swoje barki ciężar odpowiedzialności za każdego pacjenta z osobna. Studia są niezwykle wymagające, potem zderzenie z tysiącami ludzi, którzy mają coraz wyższe wymagania. Z jednej strony duma, uznanie, patos uratowania czyjegoś życia, z drugiej ciężka harówka,  nieuzasadnione pretensje, nieistniejące wielokroć życie osobiste, depresje.
Po przeciwnej – tłumy pacjentów, którzy oczywiście będą całować po rękach, oddadzą ostatni grosz za wyleczenie siebie i najbliższych, ale potrafią też być natrętni, nierozumiejący, niewdzięczni za złe wiadomości, ślepi na wiele aspektów, jak coraz większe braki nie tyle już finansowe, co ludzkie.

Na obu brzegach są zatem ludzie, a między nimi koszmarny system, który nie jest dla nikogo łatwy i zrozumiały, może poza urzędnikami. Dzięki Bogu bardzo rzadko choruję, nie mam jakiegoś częstego kontaktu z państwową służbą zdrowia, ale z tych małych własnych historii i opowieści członków rodziny, to często obraz poniżenia, walki i nikomu niepotrzebnego stresu. Warunki w wielu placówkach to nawet nie średnia UE, ale krajów z Azji Środkowej. Osobiście nie żądam, żeby lekarz mnie lubił, czy witał z imienia, choć byłoby to może i miłe. Przychodzę jako konkretny pacjent, przedstawiam objawy, potem wywiad i najlepsze leczenie, wobec spodziewanej kompetentnej wiedzy. I tyle, dziękuję, wychodzę, modlę się i zdrowieję. Czy to naiwne? Przecież dlatego Oni są – aby nas leczyć, najlepiej jak umieją. Ja chcę ufać, że potrafią.

Moi Drodzy Lekarze! <lepsi i ci gorsi, przemęczeni, empatyczni, uśmiechnięci, znudzeni> Nie poddawajcie się! Z mojej strony zasługujecie na szacunek, bo niewątpliwie ratowanie ludzkiego życia musi być zajęciem najbardziej humanitarnym i ze wszystkich najwyżej cenionym i podziwianym. Proszę Was o cierpliwość i wyrozumiałość dla zbyt wymagających pacjentów, ale i odpowiedzialność. Gdyby bliskiej mi osobie coś się stało po oczywistym błędzie lekarza, tak po ludzku, nie darowałbym. I nie brońcie tych czarnych owiec, które zdarzają się w każdym stadzie.

Etyka – tak chcę widzieć Wasze środowisko. Mimo zmęczenia bądźcie lepsi od nas – tych Maluczkich, którzy i tak stawiają na najwyższym stopniu zdrowie i je ratujących. A tym Wszystkim, którzy mi osobiście pomogli, z serca dziękuję!