Główny bohater urzekającego filmu ,,Cienista dolina” pyta swojego studenta – po co czytamy? I sam natychmiast odpowiada – by wiedzieć, że nie jesteśmy sami. No właśnie, dlaczego tak lubię czytać? Od zawsze otaczali mnie ludzie, ale i tomy woluminów. Spróbuję wyjaśnić, dlaczego je pokochałem. Słowo pisane.

Trzy najistotniejsze rzeczy, których poszukuję zarówno w naprawdę dobrej książce, jak i w filmie to wiedza, humor i emocje.

Nawet najbardziej banalny romans może czegoś nauczyć. Choćby umiejętności całowania, sposobu na romantyczną randkę, zakupu taniej bielizny. Oczywiście trochę żartuję, unikam literatury klasy D, ale podziwiam spryt wybitnych autorów, kiedy potrafią wpleść w intrygę elementy jakiejś dziedziny naukowej, przekazać w subtelny sposób informacje użyteczne w codziennym życiu i rozszerzające nasze horyzonty.

Z rozbawieniem czytelnika jest już trochę trudniej. W filmie aktorzy mają mnóstwo środków i gestów do odegrania danej sceny, natomiast w książce pisarz musi nas rozśmieszyć słowami, drobiazgami sytuacji, pozostawić jeszcze miejsce na naszą własną interpretację. To genialne, kiedy w śmiertelnie poważnej chwili można się nagle rozweselić. Do łez doprowadza mnie opis głowy Berlioza toczącej się po torowisku w ,,Mistrzu i Małgorzacie”.

Ale to chyba wzruszenie nas – odbiorców przychodzi twórcom najciężej. Nie mówię tu o płytkiej uczuciowości z cyklu – więc chcesz mnie zostawić, mój wierny Alfredzie? Ale o głębokim współprzeżywaniu emocji bohatera, który doświadcza afektów, osobistych tragedii, egzystencjalnych napięć. Tak, dla mnie to najpiękniejsze momenty, kiedy mogę zrozumieć te wzruszenia i reakcje, niejako posiąść te postaci.

Oczywiście powieści, które łączą te trzy cechy na najwyższym poziomie literackim jest niewiele, ale to nic strasznego. Byłoby nudno, gdyby większość pisarzy miała możliwość takiego pisania. Nie ma książek złych, są tylko te, których nie da się skończyć. Staram się wybierać tak, żeby do tego nie dochodziło.

Nie bez powodu rozpocząłem ten felieton od przypomnienia Wam filmu. Jego bohaterem jest C.S. Lewis, autor ,,Z milczącej planety”, którą właśnie przeczytałem. Utwór lekki, nie za długi, interesujący. Dlaczego? Lewis świetnie operuje językiem, bawi się nim, potrafi w niewielkiej formie powieści fantastycznej zawrzeć wartości uniwersalne – przewagę dobra nad złem. I uruchomił moją wyobraźnię. Z wiekiem jest to coraz trudniejsze, dekady temu czytałem Sapkowskiego i Dicka, ale czy bycie realistą nie wyklucza marzeń, także tych o dalekich cywilizacjach? Polecam.

Jeśli macie na wakacjach więcej czasu dla siebie, czytajcie, śmiejcie się , płaczcie razem z bohaterami. Dobrej zabawy!