C.K.Norwid ,,KLEOPATRA I CEZAR”, Akt II:
(…)
Ludzie nie tylko źli są, iż złość ich porywa:
Są źli ludzie, jak zły jest albo dobry marmur –
źli, bo gatunku złego… Liścia dotąd jeszcze
Ni zaradczego płynu w tym względzie nie znamy!
(…)

Od dawna nurtuje mnie to pytanie – czy ludzie rodzą się dobrzy czy źli, a może od razu posiadamy oba pierwiastki? Często mnie to zastanawia, zwłaszcza, kiedy obserwuję zachowania tych samych jednostek, popełniających jednocześnie złe i dobre uczynki. I nie będę udawał – sam wychowany w kulturze judeo-chrześcijańskiej, tak właśnie patrzę na etykę, moralność i grzech. Zbyt mocno wrosła we mnie, może przyjęta zbyt bezkrytycznie, ale za to świadomie i odpowiedzialnie.

,,Dom, który zbudował Jack” opowiada nam historię seryjnego mordercy – psychopaty, socjopaty i narcyza w jednym – ikony zła w jednej osobie. Jack jest narratorem filmu i wg jego własnej relacji poznajemy niektóre jego zbrodnie. Mężczyzna od dziecka zupełnie pozbawiony empatii próbuje wyjaśnić motywy swojego postępowania. To celowy zabieg Larsa von Triera – z jednej strony widzimy na ekranie tyle bezcelowego okrucieństwa, z drugiej próbujemy zrozumieć sprawcę. Czy w ogóle zareagujemy? Co zrobię – odwrócę głowę, ucieknę, możliwe też przecież, że polubię Jacka?

Na wzór Boga człowiek pragnie tworzyć. Reżyser genialnie porównuje to do kompozytora, który samodzielnie pisze muzykę, i do muzyka, który ją tylko odtwarza, wg własnej interpretacji. Na ekranie kilkukrotnie gości ekscentryczny pianista Glenn Gould, grający utwory mistrza J.S.Bacha. Nasz Jack nie chce być tylko inżynierem, wykonawcą planu architekta, sam próbuje zaprojektować i zbudować dla siebie dom. Próby nieudane, bo brakuje mu prawdziwego fundamentu, bez którego to niemożliwe. W zabijaniu ludzi widzi rodzaj sztuki, uważa się za fenomenalnego artystę. Zatem człowiek, nie mogąc w tym wypadku stworzyć życia, może je już tylko odbierać.

To wielkie oskarżenie całej naszej cywilizacji. Reżyser w tej historii kpi z Ameryki, która wg wielu dała światu jedynie bombę atomową, gumę do żucia i powszechny dostęp do broni. Jej rzekomy kult indywidualności to pozory, to świat głupawych policjantów i egoistów, mających w nosie cudze losy, wszystkie ofiary myślą wyłącznie o sobie. Nie dostrzegają piękna i potrzeb innych ludzi. Więc kto może powstrzymać to zło?
Ale Trier jest z Europy, dlatego wybrał Wergiliusza, nazywanego ,,ojcem zachodu”, na przewodnika i rozmówcę dla Jacka. Sam widzę tu też próbę stawiania zarzutów Niemcom, za to, że jednocześnie dając światu cudownych kompozytorów i poetów, jednocześnie byli zdolni to najgorszych zbrodni.

Trier używa zbyt wielu symboli, chce powiedzieć i przekazać tak wiele, ale film jest bardzo nierówny i momentami nuży. Z jednej strony reżyser robi ukłon w stronę tych, którzy nie mogą mu wybaczyć jego starych wypowiedzi na temat nazizmu. Oczywiście jest momentami bardzo brutalny, ale nie bez przesady. Nie zdarzyło się tu nic, czego bym już w kinie nie widział, co nie jest dla mnie oczywistym komplementem. Nie jest pozbawiony też humoru, który ma niejako uczłowieczyć sprawcę, jako kogoś inteligentnego, działającego z określonych – subiektywnie logicznych pobudek, a nie tylko ze ślepej, nieuniknionej żądzy zabijania. Jednak motywacje działań głównego bohatera nie są do końca jasne. Kiedy jest już za późno, płacze. Nie żałuje, ale bardzo się boi. To takie ludzkie. Strach bez skruchy…

Na wpół – poprzez swoją akcję i postaci – film amerykański, filozoficznie – bardzo europejski, z tą wizją piekła – naturalnie chrześcijański, jak zresztą cała nasza kultura. Artysta (tu sam reżyser) ma swoje prawa, jest wielkim kreatorem, my jesteśmy tylko widzami tej opowieści. Ale po spektaklu rzeczywistość jest naszą sprawą.Czy wybieramy rolę biernych odtwórców, czy zostaniemy spiritus movens, to nasz wolny wybór.
I na koniec bardzo gorzka prawda – może to marzenie naiwnej sprawiedliwości – głupota ludzka powinna być zawsze ukarana. Tylko kto ma być katem? Życie, jak sądzę, bo na pewno nie sam człowiek.