Żeby wydano gotowe danie w restauracji, żeby można było pojeździć na hulajnodze, cokolwiek wyprodukować, potrzeba całych procesów. I na każdym ich etapie kompetentnych ludzi, którzy odpowiadają za swoją część realizacji. Od zasiania ziarenka pszenicy i pomidora – do penne al pomodoro. Od wyrobu aluminium i gumy – do roweru.
Kocham film i zawsze chciałem zobaczyć, tak ze zwykłej ciekawości, jak to wszystko wygląda ,,od kuchni”. Przez zupełny przypadek dostałem propozycję zagrania epizodu w pewnym projekcie filmowym, od razu zaznaczam, że niekomercyjnym. Z góry dziękuję reżyserowi Robertowi (pomysłodawcy całego przedsięwzięcia) za tę wspaniałą przygodę i okazję do nauki. O samym filmie napiszę, kiedy będzie gotowy, pewnie nie szybciej, niż za pół roku, obiecuję!
Przyjechałem na plan pełen obaw i pytań. Czy sobie poradzę, czy profesjonaliści będą na mnie patrzeć z góry? Uczciwie powiem, że nie mam jakoś dobrej opinii o artystach, stąd moje rozterki. Ekipa, złożona w dużej mierze z bardzo młodych ludzi, składała się z około dwudziestu osób. I nas – kilku statystów i czworo zawodowych aktorów. Przyjęli mnie bardzo serdecznie, i już miałem pierwsze spostrzeżenie – tu każdy odpowiada za swoją część pracy i skupia się głównie na wykonywaniu swoich obowiązków. Oczywiście żadne pytanie nie pozostaje bez odpowiedzi, każdy jest bardzo pomocny, ale odczuwa się napięcie – w końcu nikt nie chce zawieść i wypełnić swoje zadanie jak najlepiej potrafi.
Z przyjemnością obserwuje się reżysera, który wszystkim dowodzi. Na planie jest władcą i nikt nie może mu się przeciwstawić. Każdy z nas jest trybikiem, który on gdzieś przypasowuje i ma dla każdego określoną rolę. Jego prawą ręką jest kierownik produkcji. Taka osoba musi mieć wybitne cechy organizacyjne i być odporna na stres. Ułatwia twórcom pracę- reżyser nie powinien w końcu przejmować się, czy kierowcy dowiozą materiały i posiłki na czas, czy scenografka i kostiumolodzy mają, czego im trzeba, czy operatorzy i dźwiękowcy mają odpowiednie warunki i sprzęt. Na tym właśnie polega projekt – bez nas wszystkich go fizycznie nie ma. ,,Tyran” jest zależny od każdego, kto bierze udział w produkcji. Kiedy jeden zawodzi, powoduje to wpływ na cały projekt. Nawet minimalne czasem spóźnienie, pomyłka, może doprowadzić do katastrofy. Nie mówiąc już czynnikach zewnętrznych, na które człowiek nie ma wpływu, jak pogoda czy nagłe odcięcie prądu.
Jestem pełen szacunku dla całej ekipy. Zrozumiałem, że na planie są nieodzowne przede wszystkim dwie cechy – cierpliwość i pracowitość. Plus naturalnie praca w zespole. Trzeba umieć słuchać poleceń i najzwyczajniej potrafić czekać (czasem długo, książka na planie to dobry pomysł). Kiedy reżyser mówi, że było już super, ale powtórzymy jeszcze raz. I potem znowu – jest genialnie, ale może jeszcze jedno ujęcie. Taka praca uczy też pokory. Kiedy nie jesteś najważniejszą postacią w filmie, ale zaledwie malutkim obrazkiem, trzeba zaakceptować tę rolę i po prostu robić swoje. Podtrzymywanie takiej dyscypliny jest trudne, w końcu ile ludzi, tyle osobowości i charakterów. A budowanie ciągłej koncentracji jest męczące – dlatego kondycja fizyczna ma także niebagatelne znaczenie, szczególnie, kiedy kręci się w plenerach.
Aktor ze mnie żaden, ale liczę, że może jeszcze kiedyś będę miał znowu okazję do pracy na planie filmowym. Sztuka tworzenia, płodzenie czegoś zupełnie od nowa, jest przeżyciem metafizycznym, nieporównywalnym z niczym innym. Liczę, że efekt końcowy będzie równie fascynujący, jak samo kręcenie zdjęć.
Dziękuję i polecam!