Tolerancja to jedno z tych wielkich słów, które jednak nie do końca są należycie rozumiane, często przekręcane, a przez polityków i inne medialne ,,gadające głowy” nadużywane i wykorzystywane w doraźnych celach. Zwyczajnie na modłę relatywistycznego myślenia każe nam się tolerować wszystko i wszystkich. Inaczej nazywa się nas ksenofobami, ludźmi z dawnej epoki – nieprzystosowanymi do wymogów XXI wieku.

Temat jest drażliwy jak pijana osa i szeroki jak delta Nilu. Pozwoliłem sobie to uprościć, aby łatwiej wyrazić moją opinię.

# Tolerancja to nie przyjmowanie oczywistych faktów. Mieszkam obok akademika pełnego Hindusów, Hiszpanów, wielu innych nacji – na miejsce ich urodzenia nie mieli żadnego wpływu, jak ja na wybór rodziców czy wielkość nosa. To naturalny proces życia na Ziemi. W związku z tym, to jak wyglądamy, w ogóle nie powinno nas obchodzić. Twoja rasa, pochodzenie, język, rodzina, wykształcenie – to tylko dane przynależności do jakiejkolwiek grupy statystyczno-demograficznej. Różnorodność jest stałą wpisaną do bycia homo sapiens. Oczywista oczywistość.

# Tolerancja prywatnej sfery – rzecz absolutnie niepodważalna i bezdyskusyjna. Sex czy religia to poufna sprawa każdego człowieka. Nie interesuje mnie twoja intymna sfera – czy masz kochanka, żywieniowe fetysze, lubisz przebieranki czy wierzysz w Majkela Dżeksona. Nic mi do tego. Nie muszę tego akceptować, ale oczywiście nie neguję ogólnego prawa do inności, wyboru własnej drogi do samozadowolenia, posiadania etyki takiej czy innej. Szanowanie tych wyborów nie oznacza jednak naturalnie ich aprobaty. Ale to temat na inną dyskusję.

# Moja własna definicja – toleruję wszystkie zachowania i innych ludzi, dopóki nie przekraczają oni granic, które sam sobie nakreśliłem i jakie nakładają na nas normy naszego społeczeństwa. A jedyne co mnie wtedy obchodzi, to Twój wpływ na moje życie, kiedy znajdujesz się już w moim świecie – w pracy, w procesie edukacji, w formie rozrywki. Jest określona granica wyrozumiałości, inna dla każdego z nas. Nie toleruję pijaków za kierownicą, damskich bokserów, wpychania się do kolejki, złego parkowania, białych kozaków i sandałów. I niezależnie od tego skąd pochodzisz, czym jeździsz, ile zarabiasz, gdzie pracujesz i robisz zakupy, co i ile pijesz etc. – moja tolerancja na pewne zachowania jest zerowa – zawsze będę o tym głośno mówił i reagował w adekwatny do sytuacji sposób.

Antoś, Betty, Wu Li, Sancho – każdy jest CZŁOWIEKIEM. Konkretną, ludzką istotą, inną niż wszystkie pozostałe. Widzę CIĘ.

Tylko wzajemna akceptacja prowadzi do bezkonfliktowości i zgody. Czyż ludzkości potrzeba czegoś więcej?

Więc jednak – tolerancja ogólniej to dla mnie przede wszystkim szacunek. Najpierw do siebie, potem do bliskich, z czasem do reszty. Nie jest to łatwe doświadczenie w świecie stereotypów, jakich karmią nas od małego nasi biali edukatorzy. Ale do pewnego stopnia możliwe. Wobec powyższego nie jesteśmy nigdy do końca tolerancyjni, zawsze pojawi się coś szkodliwego lub ktoś nie będzie nam pasował. Więc po co udawać, że kocha się wszystkich, prawda, Soniu?
CBDU