Dziś teoretycznie najszczęśliwszy dzień roku dla każdej rodziny. Prawdopodobieństwo, ze Ci, którzy to czytają, mają się przynajmniej dobrze, jest na tyle duże, że zaryzykuję bardziej osobiste rozważania.
Rodzina staje się czymś staroświeckim, niemodnym, czasem wręcz wstydliwym. Ma być – jak dziś – tylko ,,od święta”. Nie chcę tu pisać o szkodliwości takiego myślenia i przykrych działaniach wielu środowisk, które do tego prowadzą, ale prosić Was o krótką refleksję, czym jest ta tzw. prawdziwa rodzina?
Najpierw podobne DNA, więc przede wszystkim więzy krwi, potem wychowanie i nauka określonych tradycją wartości. Budowanie najintymniejszych relacji i suma tajemnic, nierzadko bolesnych doświadczeń, trosk i wzajemnych pretensji. Kłócimy się, potem przepraszamy i godzimy, ale idziemy razem drogą życia.
To zespolenie, którego nie przekreśli żadne orzeczenie sądu czy inny kolor paszportu. Rodzina, nieważne, gdzie zawiodą nas koleje losu, pozostaje już zawsze rodziną. Jest jak skarb – może być noszona w sercu, ale i przechowywana gdzieś daleko w depozycie. Jest też ten szczególny rodzaj troski, jakiego nie da się poczuć do obcego człowieka. I nieustanne życzenie, że wszystko będzie dobrze.
Rodzina to przyszłość. Kiedy wychodzimy z domu i zakładamy własne rodziny, często obiecujemy sobie, że nie popełnimy tych samych błędów, co nasi dziadkowie, rodzice, czy wujostwo. Że będziemy lepsi. Przynajmniej próbujemy. Ale nie łudźmy się, córka zawsze będzie jak matka, a syn jak ojciec. To nieuniknione. Być może żyjemy na co dzień osobno, widując się na urodzinowych przyjęciach i niedzielnych obiadach. Czasem tylko nazwisko w dowodzie przypomina nam o istnieniu familii. Warto to zmienić.
Czas Świąt Bożego Narodzenia jest dobrym okresem do pojednań i przebaczeń. Czy nie lepiej zrobić to jednak przed Wigilią? W ten wyjątkowy wieczór, który daje nadzieję, zmazuje wszystkie winy, trzeba zbudować atmosferę radości i troskliwości. Spójrz na nich wszystkich, tak po prostu, bez oceny i pokochaj, przytul, wyłącz telefon, telewizor, rozmawiaj, śpiewaj, ciesz się ich obecnością.
Jedzenie i wystrój są ważne, piękny obrus, srebrne sztućce, nowe ciuchy – ok, ale cóż znaczą, jeśli zgromadzeni wokół ludzie nie stanowią jedności? Po co udawać, popijać wino w kuchni zalewając niewypowiedziane żale i zmęczenie? Nie warto. Nie traktujmy ich jak przypadkowych ludzi, którzy za chwilę znikną z naszych oczu.
Nie zapominajmy też o tych, którzy kiedyś razem z nami zasiadali do stołu, są obecni dziś i zawsze – w naszych sercach i wspomnieniach, we zwrotkach wyuczonych kolęd i rodzinnych przepisach. I my kiedyś pozostaniemy tylko pamięcią.
Parafrazując Tołstoja- zawsze znajdzie się rodzina szczęśliwsza od naszej. Tylko to nie ma żadnego znaczenia. Nasza cieszy, bo WŁASNA!