Wiele już razy to przekładałem, ale lepiej późno niż wcale. Poszedłem w końcu na wakacyjną, kończącą się wystawę ,,Sztuka Wicekrólestwa Peru” do wrocławskiego Muzeum Narodowego. Udałem się tam sam, najedzony, wyspany, gotowy przeżyć kulturalną przygodę. Bez gadającego towarzystwa jest to o wiele łatwiejsze, w końcu nie idę na bilardowanie czy karaoke. Przeżywanie pewnych uczuć wyższych może być, jak mniemam, bardzo osobiste, czasami wręcz intymne. Dlatego lepiej wybierać takie godziny odwiedzin, kiedy nie trafimy na nic nierozumiejące ex-gimbazy, tryskających humorem Włochów czy ,,wczorajszych” Anglików.

Nie powiem, pasjonuję się sztukę. Kocham patrzeć na Piękno, podziwiać uśpione w czasie figury, delektować się kolorystyką krajobrazów, mimiką postaci. Próbować zrozumieć artystę, jego motywacje, natchnienia. Nie da się w pełni zinterpretować dzieła bez niezbędnej wiedzy, która dotyczy autora i jego epoki. Namiętnie lubię odkrywać różne detale, niepozorne postaci czy symbole, które malarze umieszczają nierzadko na swych abrysach, oceniać budowę rzeźby, wpatrywać się w twarze i domyślać się, kim byli modele służący do odtworzenia danej persony – zwyczajnymi ludźmi z ulicy, może niewolnikami, czy tez znajomymi i mecenasami twórcy? Jedno jest pewne byli prawdziwi, jak my, z krwi i kości.

To moja pierwsza w życiu relacja z takiej ekspozycji. Nie chcę być tu nieopierzonym krytykiem, uchowaj Boże, mogę mówić jedynie jak każdy widz o swoich subiektywnych odczuciach, szczerze, bez obiekcji i uprzedzeń. Formalnie wystawa zacna jak na warunki dolnośląskiej stolicy, oczywiście nie spektakularna, powiedziałbym raczej skromna, ale wystarczająco pełna, aby zrozumieć jak wyglądało życie artystyczne w Ameryce Południowej między XVI a XIX wiekiem. Nie spiesząc się, podejrzanie dociekliwie i uważnie kontemplowałem kilkusetletnie dzieła. Niespecjalnie zajęły moją uwagę wyroby ze srebra, przypatrywałem się głównie płótnom, które wcale nie wydały mi się jak z Nowego Świata. Były wierną kopią naszych europejskich rękodzieł. W 80% ich tematyką były sceny religijne, przedstawiające zwłaszcza Matkę Boską. Nie wzruszyłem się, jak oczekiwałem. A może właśnie dlatego?

Pamiętacie może film ,,Pasja” z niezwykłą muzyką Ennio Morricone? Przedstawiony tam świat uległ anihilacji, Europejczycy przynieśli zagładę kulturze Inków i innych cywilizacji. To smutne, że poza chorobami, chęcią zysku, złota przywieźli także ,,gotowe” wzorce kulturowe. Powstały szkoły malarzy na modę niderlandzką i włoską.
Widać to po obrazach, brakuje tu samych Indian, jedynie przyroda z papugami i palmami przypomina nam, gdzie jesteśmy. Mniemanie ludzi Starego Świata o swojej wyższości doprowadziło do podziałów, które widać do dziś i nie sądzę, aby kiedyś mogło to się zmienić.
Nie mnie oceniać, czy było to dobre, na pewno niewłaściwe. Zdarzały się oczywiście jednostki o szczerych zamiarach, które ratowały rdzenną sztukę, pomagały przetrwać wierzeniom i tradycjom autochtonów. W XXI wieku nie ma praktycznie dziewiczych kultur. Zatem chrońmy to, co pozostało – dziedzictwo różnorodności.