Na samej wystawie ,,Wyrzeźbiony Wrocław” byłem już przed Świętami, ale dopiero teraz połączyłem tamto wydarzenie z przemyśleniami na temat czasu i przemijającej młodości. Wrocław musiał być naprawdę niesamowitym miejscem na przełomie XIX i XX wieku. Niestety większość miasta została bezpowrotnie utracona w trakcie II wojny światowej. Dlatego tym bardziej takie mniejsze niż architektura artefakty przeszłości jak rzeźby, mogą nam przypomnieć trochę z jego bogatej i owocnej artystycznie przeszłości.

Kiedy patrzyłem w oczy popiersiom, sakralnym figurom Chrystusa zadawałem sobie pytania kim byli, czym żyli, z czego się cieszyli sami artyści, nie tylko bohaterowie ich prac. Może chcieli w nich zatrzymać samo sedno – ideę nieśmiertelności sztuki, zamkniętą tu konkretnie w brązie czy marmurze. Nieprzemijanie i jeden oddech utrwalony dla potomności.

Chwila, w której napisałem to zdanie, stała się już dla mnie przeszłością. Kiedy Wy je przeczytacie, stanie się i dla Was. Czas istnieje, bo wiemy, że jest teraz, że coś było i możemy się spodziewać, że będzie dalej. Ale nie można go zatrzymać, zmierzyć jako całości, bo nie ma początku i końca. Istnieje niezależnie od wszystkiego, nawet woli. Bezwarunkowy czas jak Śmierć jest wyjątkowo bezwzględny, dlatego trzeba go umieć pożytecznie wykorzystywać i doceniać. Człowiek stworzony jest by trwać na zawsze, wszak nie tylko zmumifikowany w dziele sztuki.

Zachować młodość na zawsze to byłoby przekleństwo. Człowiek jest wykreowany do nieustannego pędu i zmiany, sam zawsze ciekawy jutra, dumnie odpierający kolejne burze i z mocą gotowy na kolejne wyzwania losu. Gdyby nawet ziścił się komuś taki faustowski sen, to po jakimś czasie stałby się dla niego istnym koszmarem. Stagnacja, lęki i niechęć do zmiany to objawy choroby, zdrowi ludzie pożądają czegoś coraz to nowego. Świat nieustannie ewoluuje, a my wraz z nim. Żeby rozumieć te metamorfozy, trzeba żyć, adoptować się wspólnie z ludźmi, nie obok, nie tylko dla siebie i własnej wygody. Zmartwienia i troski dodają nam zmarszczek. O wiele istotniejsza jest pamięć własnych wspomnień i radości.

W innym aspekcie  każdy rozsądny obywatel Ziemi wie, że na końcu zawsze, na wszystkie żyjące organizmy przychodzi śmierć. To ze strachu niektórzy z nas chcą w myślach odwlec ten nieuchronny moment. W nadchodzącej starości czujemy zapach grobu i instynktownie odpychamy tę przykrą fantazję. Ale czy na pewno instynktownie? Może jednak jest odwrotnie? Nie jesteśmy małpami.

Co jest poza przetrwaniem najważniejszym instynktem człowieka? Czy to nie chęć życia wiecznego? Nie lepiej po prostu iść przez życie z podniesioną głową i być gotowym na ten kolejny rozdział każdego dnia? A strach nie jest najgorszym z możliwych doradców? Życie to chwila, tu i teraz, nie wczoraj, nie jutro. Tym, którzy nie wierzą w życie po życiu jest o wiele ciężej. Zdaje im się, iż muszą wykorzystać każdą najdrobniejszą chwilę i w końcu zjadają ich te tysiące myśli – co mogą jeszcze zrobić. Obłęd czy szaleństwo….

Jeszcze co do samej wystawy – ciekawa to mało powiedziane. Uruchamia wyobraźnię – każdy czujny i wrażliwy odbiorca znajdzie coś dla siebie. Zresztą jak z każdym przyswajaniem piękna – zależy, w czym się gustuje. Ja zdecydowanie opowiadam się za realizmem, chcę zobaczyć prawdę – czyli w mojej ocenie wierność oryginałowi. Najlepszy rzeźbiarz potrafi oddać to, co w danej chwili przeżywa jego model. Może to być smutek matki, zgorzknienie, zmęczenie starością, radość dziecka czy podniecenie w miłosnym akcie.
Z drugiej strony chylę czoło przed modernizmem, bo trudno jest oddać obiektywną symbolikę i uchwycić coś w jednej scenie czy postaci, tak żeby odbiorca mógł ujrzeć w tym określoną alegorię życia. Chwała takim geniuszom, szacunek dla kreatywności i inteligencji korzystania nie tylko z mitologii, ja jednak tradycyjnie pozostaję po stronie klasycyzmu.

Ps. Z ciekawostek – na jednym ze zdjęć na FB słynna, przedwojenna gorylica Pussi, jeden z symboli wrocławskiego ZOO. Małpa też człowiek….